Picie w Finlandii, cydr story i rzecz pozytywna

Chodzą słuchy po Europie, że Finowie piją. Oczywiście, że piją, i to jak - mówię sobie i przy okazji wzruszam ramionami. A co, że niby Polacy nie piją? Włosi nie piją? Baskowie nie piją? Oczywiście, że piją. A i tak w pijackich rankingach przodują Czesi, a za nimi Estończycy. Nie chcę tu obalać mitów na temat mocy fińskiej wódki. Bo tak, alkohol jak to alkohol, dodaje odwagi. I tak, podczas długich, ciemnych zim ma się czasem ochotę zapić w przysłowiowego trupa. Tylko, że ja nie spotkałam tutaj ani jednego Fina, który specjalnie upijałby się tylko po to, aby zakryć swoją
nieśmiałość i być na siłę cool. Zimą zaś zamiast sięgać do barku, moi znajomi przede wszystkim wychodzili z domu, jeździli na rowerach, grali w hokeja i skakali do wody na mrozie. W porządku, jednak obaliłam mity.

W Finlandii, podobnie jak w innych krajach Północnej Europy, alkohol jest sprzedawany tylko w sklepach państwowych sieci Alko. Wyjątek stanowią "lekkie" alkohole, takie jak piwo, cydr i long drinki, które można dostać w normalnym sklepie. Już dawno zauważyłam, że Alko zamyka się dość wcześnie, bo o godzinie dwudziestej, ale o restrykcjach dotyczących lekkich alkoholi, przyznam się, jakoś nigdy nie pomyślałam. Ostatnio na spacerze ze znajomymi, naszła mnie ochota na małego cydra. "Idziemy do sklepu", powiedziałam. "Nie kupisz już cydra", powiedzieli Karri i Petteri. "Jak to nie kupię?" zdziwiłam się. "Przecież sklep jest otwarty." "Ale jest po dwudziestej pierwszej. Naprawdę nie kupisz." upierali się moi znajomi a na ich twarzach pojawił się uśmiech. "Świetny żart", powiedziałam i zaczęliśmy się śmiać w trójkę. Że niby ja nie kupię cydra? Ja, córka Słowian z Europy Środkowo-Wschodniej, wychowana w kraju gdzie jedyny powód, dla którego nie kupisz wieczorem alkoholu to taki, że już został wykupiony. Ja nie kupię cydra? "Naprawdę nie kupisz cydra", usłyszałam raz jeszcze.
Otworzyłam drzwi do sklepu i po chwili wyszłam trzymając w ręce czarną puszkę. Teraz śmiałam się tylko ja, bo moi Finowie zaniemówili. "Ja też chcę", powiedział w końcu Petteri. W tym samym momencie znalazł się w sklepie, wyciągnął z lodówki jednego cydra i podał pani za ladą. Ekspedientka wydała paragon, po czym jeszcze raz spojrzała na puszkę badawczym wzrokiem. "O kurcze!" powiedziała nagle, "przecież nie wolno mi tego robić."

Być może moja drobna niewiedza i upieranie się przy fałszywej teorii w stosunku do fińskiego prawa udzieliły się również ekspedientce. Jedno jest pewne: miałam niesamowite szczęście i jednocześnie uwierzyłam w końcu, że w Finlandii między dwudziestą pierwszą a dziewiątą rano alkoholu nie dostaniesz. Oczywiście zawsze można iść do baru, jeśli tylko ma się ochotę płacić 6 euro za siki renifera (bo nie ma lepszego określenia na wstrętną ciecz w szklankach, puszkach i butelkach, którą Finowie nazywają piwem).

A na koniec rzecz pozytywna. W Finlandii spożywanie alkoholu na otwartej przestrzeni jest teoretycznie zabronione. Teoretycznie, bo istnieje niepisana zasada, do której stosują się wszyscy: dopóki nie czynisz nikomu szkody i nie demonstrujesz upojenia alkoholowego, możesz pić dowoli. W parku, nad rzeką, na środku rynku, pod głównym budynkiem komendy policji. Mi się taki układ podoba.

Nie dajcie się zwieść tej ładnej puszce, w środku czają się tylko siki renifera.

Share this:

CONVERSATION

3 komentarze:

  1. ale dziwneee ; ) ale to dobry sposób... bo popijawy wymykają się spod kontroli dopiero kiedy idzie się po drugą (trzecią, czwartą itd) dostawę alkoholu do całodobowego ; ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Haa... Mój wychowawca dopytywał jakiś czas temu, na co chcemy iść na studia. Jak powiedziałam "filologia fińska", od razu zaczął mi wpierać, że Finowie piją bardzo duuużo...

    OdpowiedzUsuń