Night swimming, ice swimming!

- Do you want to try ice-swimming?
- What? Ice-cream?

Ja. Wielka fanka gorącej herbaty, entuzjastka ciepłej wody pod prysznicem. Przez całe życie nie pomyślałam ani przez moment, aby zrobić coś tak dosłownie mrożącego krew w żyłach. Ale kiedy tu, w Finlandii, znajomi zapytali, czy pójdę z nimi popływać wśród lodów i śniegów, ani myślałam się zawahać. "Totta kai" znaczy po fińsku „oczywiście”. Totta kai, że chciałam!


„Będzie nas dużo. Strój kąpielowy weź i tyle.”
Super! – Pomyślałam sobie. W myślach już słyszałam te piski i krzyki, moje własne oraz innych, kiedy wybiegamy z wody. Na pewno będzie fajnie. Trzeba się skupić na szaleństwie, a nie na tym, że na zewnątrz jest minus trzydzieści stopni. Z takim nastawieniem rowerowałam ciemną nocą w miejsce, gdzie mieliśmy się spotkać.


Aha! – Pomyślałam sobie rozglądając się dookoła pustej plaży. Nigdzie żywego ducha. Chyba dałam się nabrać. I słusznie. Przecież nikt normalny nie pływa w rzece przy takim mrozie. W tej samej chwili zgrzytnęły drzwi jednej z przybrzeżnych przebieralni i wyskoczył z nich mężczyzna w kąpielówkach. MĘŻCZYZNA W KĄPIELÓWKACH! Odprowadziłam go wzrokiem, podczas gdy ruszał w stronę pomostu, a potem zniknął w ciemnościach rzeki. Nie do wiary. A więc jednak. Ludzie naprawdę to robią!


„Miało być dziesięć osób, nie wiem, gdzie podziała się reszta.”
Minus trzydzieści stopni, ciemno, zimno… Ja też nie wiem, gdzie się wszyscy podziali. W ostateczności była nas trójka: Okko – bywalec mroźnych otchłani, Jeppe – kilkurazowy praktykant i ja – nowicjusz amator, w dodatku jedyna osoba bez fińskiej krwi płynącej w żyłach.
Ruszyłam do damskiej szatni, gdzie w środku zastałam uśmiechniętą panią w średnim wieku. Urzekła ją moja historia i powiedziała, że pożyczy mi specjalne, gumowe buty, bo nie jest to zbyt komfortowe, aby biegać boso na takim mrozie. Muszę tylko chwilę poczekać, aż ona najpierw pójdzie się zanurzyć.
Drzwi się zamknęły, a ja zaczęłam się przebierać. Już? Tak szybko? – Zapytałam po chwili. Minęło może dziesięć sekund, a pani z powrotem wbiegła do szatni. Faktycznie była mokra, a ręcznik drżał jej trochę na ramionach. Jest naprawdę zimno – powiedziała. Teraz twoja kolej.

Otwarłam drzwi i rozejrzałam się dookoła. Ciemno, chłodno. W porządku. Zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę pomostu. A gdzie Finlanderzy? – Pomyślałam, bo nagle przypomniało mi się o nich. Ale pukać do męskiej szatni jakoś nie miałam odwagi, a czekać na kogokolwiek tym bardziej.
I tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, weszłam do rzeki. Woda była naprawdę przyjemna. Stałam w niej przez moment czując się jak Pani Jeziora i Kry, po czym spróbowałam się zanurzyć (z wyjątkiem głowy, bo tego robić nie wolno). Po chwili na pomoście wreszcie ujrzałam biegnących Finlanderów. Ile już tu jesteś? – Zapytali wskakując do wody. Przez chwilę – odpowiedziałam (nie wiem co się spodziewali usłyszeć – przez godzinę?). Minęło może pięć, może dziesięć sekund. Potem wszyscy wybiegliśmy z rzeki i każdy popędził do swojej szatni, atakowany przez minus trzydzieści stopni.

A jakie były tego skutki? Zahartowałam się jak chart. Dostałam napad najwspanialszego dobrego humoru w stuprocentowym wydaniu. Poczułam, że mogę wszystko. Stojąc na mrozie w samym swetrze i czekając aż Finlanderzy wygrzebią się ze swojej szatni, postanowiłam zadrwić z zimna. Trzy, dwa, jeden: Tralalala drwię! A potem przez resztę wieczoru nie mogłam opanować śmiechu z nadmiaru pozytywnej energii, jaką dał mi ten wyczyn. Chyba naprawdę I WAS BORN TO DO IT!




*ilustracje w notce pochodzą z "Zimy Muminków" Tove Jansson

Share this:

CONVERSATION

4 komentarze:

  1. zdecydowanie wolę kąpiel w zimnej rzece niż duszenie się w saunie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sauna też jest przyjemna, ale nie dostarcza takiej dawki endorfiny jak zimna woda na mrozie. No, przynajmniej mi :)

    OdpowiedzUsuń