Jesienny Lindenhof

Jestem na stacji. Myślami już na tym zdjęciu. Wsiadam do pociągu S14, który zabierze mnie do miasta wież i zegarów. Wyglądam przez okno, widzę jak nie ma mnie tam, gdzie przed chwilą byłam. W słuchawkach dźwięczy Summertime głosem Cathy Berberian. A tymczasem summer's almost gone. Mimozami jesień się zaczyna.

Jesień to zdecydowanie jedna z moich czterech ulubionych pór roku. Pachnie deszczem z parasolem i herbatą z cynamonem. Tańczy z wiatrem, który zdmuchuje kolejną świeczkę na moim torcie. Bo, jakby nie patrzeć, urodziłam się właśnie w jeden z takich zachmurzonych, jesiennych poranków. W tym roku spotykamy się na Lindenhof. Wysiadam na Zürich Hauptbahnhof i ruszam wzdłuż rzeki Limmat. Gdy napotykam schody, wspinam się po nich na górę. Jesteś tu gdzieś, szanowna jesieni?



Plac Lindenhof to zaludniona wyspa na starym mieście w Zurychu. Spacerowicze zatrzymują się, robią zdjęcia, po czym siadają na ławkach albo na murku, aby chwilę odpocząć. Murek jest z kamienia i z widokiem na zabytkową część miasta. Po drugiej stronie, wzdłuż Limmatquai, biegną ludzie, w rozpiętych kurtkach i płaszczach, bo ciepło. Potężne lipy naradzają się ze słońcem, na jaką ilość cienia zasłużył dzisiaj grunt i wszystko, co się na nim znajdzie. Jak na początek jesieni słońce i drzewa dogadują się naprawdę nieźle.

Udaje mi się uniknąć tłumu. Kolejna wycieczka turystów, którzy koniecznie muszą sobie pokrzyczeć, zanim zrobią zdjęcia na tle panoramy, nadciągnie dopiero za parę minut. Jesienny pan sprząta mi sprzed nosa pierwszy w tym sezonie dywan z liści. Wiatr wziął dziś wolne. Słońce nie daje za wygraną. Nie wiem już, czy witam jesień, czy może jednak żegnam lato?



 

Share this:

KOMENTARZE

0 komentarze:

Prześlij komentarz