Zurych: ulica dla bogaczy



Bahnhofstrasse. Najbardziej prestiżowa ulica w Zurychu. To właśnie tutaj znajdują się siedziby szwajcarskich banków i dziesiątki luksusowych sklepów z antykami, zegarkami i biżuterią. Jednym słowem: ze szwajcarską kwintesencją (no dobrze, to były dwa słowa). Szklane witryny lśniące na połysk, chodniki wypolerowane na glanc, sklepowe świecidełka bijące blaskiem od własnego splendoru. Żyć, nie umierać! Jeśli oczywiście ma się za co.


Ruch samochodowy na Bahnhofstrasse ustępuje miejsca tramwajom. Cudem udało mi się zrobić zdjęcie bez zagradzającego jezdnię potwora na szynach, one naprawdę suną tu jeden za drugim. Wzdłuż ulicy rosną lipy, między którymi włóczą się przechodnie. Być może tutejsi, być może turystyczni. Być może ja wśród nich sunę i staram się uchwycić uroki szwajcarskiego luksusu.


 

Szybko ląduję na znajdującym się przy Bahnhofstrasse Paradeplatz - najdroższym miejscu w Zurychu i w szwajcarskim Monopoly. To tutaj pieniądze sypią się jak z rękawa. Choć szczerze mówiąc ja i szwajcarskie franki nie żyjemy w zgodzie. Wyobraźcie sobie, że te kolorowe banknoty nie mieszczą mi się w portfelu i to bynajmniej nie dlatego, że mam ich cały zapas, bo nie mam. Nie, nie one po prostu są niewymiarowe. Ale już dobrze, zboczyłam z tematu. Wróćmy na Paradeplatz, gdzie ludzie są poważni i zakładają garnitury nawet wtedy, kiedy jeżdżą na hulajnodze (wielu ludzi jeździ tak do pracy i nikogo to nie dziwi, osobiście znam jednego takiego, co to praktykuje). A siedziby dwóch największych szwajcarskich banków: UBS i Credit Suisse stanowią piękne tło dla garniturowatych hulajnogarzy.


Wybaczcie, ale tak naprawdę to jestem hipisem papierów wartościowych i mimo szczerych chęci, nie potrafię jednak pisać o prestiżowych ulicach. Nawet tych szwajcarskich. Nawet jeśli sama noszę na sobie coś, co się błyszczy, więc jakby nie było moje hipisostwo zahacza w tym momencie o hipokryzję. Ale pochwalę się - a co! -  bo też posiadam złoto. A raczej złote.

I to właśnie one niosą mnie w stronę malowniczych zaułków i kolorowych uliczek, skąd z daleka wyłania się wieża zegarowa Sankt Peterkirche, do nieznanych mi kawiarni, które odkrywam przechodząc obok, w ostatniej chwili postanawiając, że zajrzę do środka i naturalnie w stronę rzeki Limmat, z dala od przepychu, gdzie można nabrać powietrza. Wędrujemy razem, zawsze tam, gdzie jest magicznie, nawet jeśli obok śmierdzi mamoną.




Share this:

KOMENTARZE

0 komentarze:

Prześlij komentarz