Kilchberg. Z wizytą u Thomasa Manna


Chciałam, żeby dziś było tajemniczo i nastrojowo. Gdyby nie J. pewnie wybrałabym inne miejsce. Może gdzieś bliżej domu, może bez konieczności jazdy pociągiem i przesiadania się tu i tam ze względu na roboty drogowe. W końcu w Zurychu i w Wallisellen też są cmentarze. Ale w ostatnim mailu J. znowu napisała: "Pamiętaj o Erice." Tak więc mimo, że tylko napisała a nie powiedziała, brzmiało mi to w uszach przez jakiś czas i w końcu postanowiłam to brzmienie urzeczywistnić.

Droga ze stacji kolejowej w Kilchbergu na cmentarz, prowadzi trochę pod górę. Ale tylko trochę i poza tym idzie się bardzo przyjemnie. Tak się składa, że dzisiejsze słońce jest wybitnie nielistopadowe i robi się naprawdę gorąco jak na tą porę roku. Ściągam więc płaszczyk i maszeruję przed siebie. Z lewej pozdrawia mnie widok na Jezioro Zuryskie i miasteczka położone po przeciwnej stronie. Ja też go pozdrawiam i idę dalej, taka już pozdrowiona.


Odnajduję kościół ewangelicki, ale na próżno doszukuję się znaku z napisem "Friedhof". Nie wiem, co sobie myślałam? Że skoro leży tam noblista, to nie ważne, że w tą stronę jest szpital, a w tamtą centrum sportowe, tylko Friedhof, Friedof, Friedhof. No, to źle myślałam. Friedhof leży schowany za kościołem i widocznie nie ma potrzeby informowania o tym, że jest Friedhofem. Najwyraźniej wszystkie drogi prowadzą na grób noblisty. 


Kamienie nagrobne, kwiaty, aniołki i pojedyncze krzyże. Wszystko skrywające się między kolorowymi drzewami i krzewami. Jak w tajemniczym ogrodzie, do którego wchodzą tylko nieliczni. Tylko ci, którzy pamiętają. Jednymi z nielicznych jest idąca za mną starsza para. Nie słyszę, co do siebie mówią, ale w pewnej chwili dociera do mnie wyraziste: "Thomas Mann". Spaceruję dalej, przystaję tu i tam, mój wzrok zatrzymuje się na fontannie, "Thomas", słyszę znowu. Już idę, już idę.



Jest Thomas z żoną Katią, jest Erika, którą szczególnie lubię i o której cały czas pamiętam. Jest też reszta dzieci, z wyjątkiem Golo Manna (jest pochowany na Kilchbergu, ale w innym miejscu) i Klausa Manna (jego grób znajduje się w Cannes). Stoję tak i dumam. A jest nad czym. Wiatr delikatnie strąca liście z pobliskich drzew. Co jakiś czas ktoś przystaje obok i robi zdjęcia. Jesienne promienie słońca oświetlają pamięć po starym Mannie i całej rodzinie. 

Spaceruję dalej po tym małym kawałku na Ziemi, wydzielonym po to, żeby pamiętać. Cmentarz na Kilchbergu to zaledwie kilka alejek, i garść kamieni nagrobnych, poustawianych w równe rzędy. Każdy z nich niesie ze sobą przeszłość człowieka, każdy opowiada inną historię: aktora, szewca, sprzedawcy, podróżnika, noblisty. Miejsce, w którym się dzisiaj znalazłam ma w sobie niezwykłą aurę, która zostawia po sobie ślad tak intensywny, że chociaż jestem już z powrotem w Wallisellen, to czuję ją nadal w sobie.









Share this:

CONVERSATION

2 komentarze:

  1. Hi Karolina I so enjoy reading your blog (through google translate). Ich bin eine freundin von J, wir sind getreffen in Poznan in juni, errinerst du? Viele grusse! Morelle

    OdpowiedzUsuń
  2. Hi Morelle! Of course I remember. And I'm so happy to read your comment! I wonder how does it all look like through google translate :) Thank you!

    OdpowiedzUsuń